czwartek, 30 kwietnia 2020

Niech gładź jej będzie lustrzana!

Dużo się wydarzyło od ostatniego wpisu...

Co prawda połówki balastu nadal nie są odlane, ale za to znacznie posunęły się prace przy kadłubie, a dokładniej przy jego szpachlowaniu i szlifowaniu. No dobra, to było już trochę czasu temu, ale w końcu znalazłem czas, by nadrobić zaległości "pisarskie" na blogu...


...które okazały się większe niż się spodziewałem - szpachlowanie zacząłem bowiem w połowie sierpnia 2019.

Pierwszym zadaniem po wyschnięciu laminatu było zgrubne wyrównanie krawędzi - takie sterczące igiełki szkła nie pomagają w pracy, a i ławo się ukłuć. Wbrew pozorom są na prawdę ostre. Ponieważ na tym etapie przycięcie jest zgrubne, więc najszybciej i najwygodniej było to zrobić zwykłą wyrzynarką, najlepiej z drobnym brzeszczotem, by nie "szarpać" krawędzi. Dobrze również, by ząbki brzeszczotu były skierowane do dołu, to daje czyste cięcie na froncie, więc w tym przypadku nie odrywa włókien szkła.




Przed rozpoczęciem szpachlowanie oczywiście całość kadłuba przeszlifowałem grubym papierem ściennym (gradacja 40-60), to usuwa wszelkie śmieci, zgrubienia, wystające końcówki tkaniny - jednym słowem te "przeszkadzajki" w pracy szpachlą.
Do szpachlowania używałem tej samej żywicy, co do laminowania - Havel 130 z utwardzaczem H505 (choć z perspektywy czasu uważam, że mogłem zmienić utwardzacz na szybszy). Jednak do szpachlowania potrzebujemy małej masy, a dużej objętości - dlatego do żywicy dodałem "mikrobalonów'. Mikrobalony to takie mikro szklane kulki, które zagęszczają żywicę, dodają jej sporo objętości a jednocześnie są bardo lekkie. Jednym słowem szpachlówka idealna. Do nakładania używam długiej (około 30cm) szpachli nierdzewnej - takiej jak do gipsu.





Samo szpachlowanie to szybka praca - jednak warto być możliwie dokładnym - i tak nie da się tego zrobić idealnie "na raz", dlatego w razie czego według mnie lepiej zostawić "dołek" niż "górkę". Dołek bowiem zalata się w następnej warstwie, górkę zaś trzeba pracowicie zeszlifować. A szpachla z żywicy i mikrobalonów jest twarda.
Do szlifowania używałem głownie szlifierki oscylacyjnej, mimośrodowej i takiej dużej do gipsu - tam, gdzie płasko. Gradacja papieru 80-120.

Po dwóch szpachlowaniach i szlifowaniach, całość dna i obła pokryłem warstwą podkładu epoksydowego SeaLine Epoxy Lightprimer. To ułatwiło znacznie znalezienie pozostałych "dziur" i rys - na jednolitej, gładkiej powierzchni bardzo je widać. Podkład nakładałem pistoletem pneumatycznym z dyszą 2mm.








Po wyschnięciu podkładu bardzo wyraźnie widać wszelkie niedoróbki - zatem należało nałożyć kolejną warstwę szpachlówki. Ponieważ zarówno szpachlówka jak i podkład są epoksydowe, zatem można dowolnie je na siebie nakładać. Po kolejnym szpachlowaniu i szlifowaniu jest już całkiem dobrze. Końcowe szlifowanie wykonałem papierem o gradacji 180 - to wystarczająca gładkość pod finalną warstwę podkładu. 





Do ostatniej warstwy podkładu dodałem nieco rozcieńczalnika, by finalnie mieć gładszą powierzchnię i mniej szlifowania pod farbę właściwą. Oczywiście wówczas trzeba uważać przy malowaniu, żeby nie narobić "firanek" - czyli takich poziomych zacieków. 




Na tym etapie postanowiłem zakończyć przygotowanie dna. Uznałem, że malowanie teraz farbą nie ma sensu, gdyż łódka będzie pewnie wielokrotnie przestawiana i być może obracana - zatem nie warto niszczyć finalnej powłoki.

Oczywiście zawsze przy pracach z chemikaliami (żywice, farby) pamiętajcie o BHP - ale przy malowaniu pistoletem natryskowym i szlifowaniu szczególnie.


Stay tuned!

Czas pracy: ok 20h

Koszty:

  • 1 - 1,5 kg żywicy z utwardzaczem - ok 100zł
  • mikrobalony - 2l - ok 50zł
  • podkład epoksydowy - 0,75l - 70zł

Razem: 221h, 4145 zł

wtorek, 4 lutego 2020

Czas leci nieubłaganie, ale...

Jestem zaniepokojony. Na razie nie zestresowany, tylko zaniepokojony. Czym? Datą. Z różnych przyczyn od niemal 3 miesięcy nie udało mi się popchnąć do przodu prac przy "Setce" ani o krok. Dzisiaj, gdy piszę te słowa do dnia planowanego wyjazdu z domu do Portugalii zostało 272 dni... Nie za wiele.


Na cale szczęście nie jest tak, że nic się nie dzieje. W wolnych chwilach w pracy poszukuję materiałów, wyposażenia czy zdobywam wiedzę co i jak na rejs przygotować. Cały czas powstaje lista sprzętu, wyposażenia, plany żywnościowe i wszystkie te teoretyczne rozważania, na które później po prostu może nie być czasu.

Trzeba się przecież dobrze zastanowić, co powinno się znaleźć chociażby w skrzynce bosmańskiej. Bo z jednej strony warto mieć "na w razie czego" wszystko, a z drugiej strony to wszystko nie dość, że zajmuje miejsce, to jeszcze sporo waży. A masa jest jak wiadomo wrogiem szybkości, poza tym obowiązują nas przecież limity wagowe.

Jeśli mowa o "wadze" - to poranki przed pracą poświęcam też na zwiększenie ładowności "setki" kosztem mojej "masy własnej". Dieta, siłownia itd. Dzięki pomocy Kacpra, mojego trenera i doradcy mam szanse do października wygospodarować dodatkowe 25-30kg :D. Nie mówiąc już o korzyściach zdrowotnych i samopoczuciu. Stan obecny: 120kg. Cel? 95kg lub mniej. Trzymajcie kciuki :D

A co dalej z budową? Planuję w kwietniu wziąć kilka tygodni urlopu - wyłączyć telefon, zamknąć się w hali i nie wychodzić, dopóki nie skończę. Do tego czasu skupiam się na kompletowaniu materiałów, żeby w kwietniu z kopyta ruszyć z pracą przy budowie. Jeżeli ktoś miałby ochotę wesprzeć mnie w jakiś sposób, to serdecznie zapraszam do udziału w zrzutce tutaj: https://zrzutka.pl/9zfjkr lub w okienku po prawej u góry :D Będą fajne nagrody, a szczegóły w opisie zrzutki!

Tymczasem zajmuję się nadal telefonicznym organizowaniem pewnych spraw - ślusarz pracuje nad płetwą balastową, szwagier, inżynier i projektant w dużej instytucji (dzięki Maciek jak nie wiem co!) przygotował mi na podstawie dokumentacji rysunki wykonawcze dla firmy od kwasówki - sztagownika, wantowników, okuć steru i bomu. Szukam wykonawcy - jeśli kogoś macie poleconego to dajcie znać!

Niezmiennie zatem,

Stay tuned!